Nowe Teksty

Furia, król Artur [recenzja]
Jak komiks ocenił Sławiński?
Zjawiskowa She-Hulk #02, John Byrne [recenzja]
Jak komiks ocenił Sławiński?
Wonka, film [recenzja]
Jak film ocenił Zimiński?

Zapowiedzi

Nowe Plansze

Nowe Imprezy

Forum Alei Komiksu

Recenzja

Batman, Reeves, Pattison, film [recenzja]

Przemysław Pawełek recenzuje Batman
9/10
Batman, Reeves, Pattison, film [recenzja]
9/10
Adaptacja przygód Batmana w reżyserii Matta Reevesa to początek pewnego nowego etapu w historii adaptacji przygód o panach w rajtuzach. W końcu to nie tylko nowe otwarcie, początek nowej kinowej serii, to nowe podejście do jednego z najpopularniejszych superherosów w historii. I jest to nowe otwarcie bardzo udane.

Kolejne filmy o obrońcy Gotham cieszą się od dekad wielkim zainteresowaniem. Serial i produkcja na srebrny ekran z lat 60. do dziś otoczone są kultem, ale to kampowe, przerysowane ujęcie tematu, bliższe jest stylistycznie do autoparodii, niż tego portretu Batmana, który dobrze znamy. Nową erę zapoczątkował w roku 1989 Tim Burton, nie tylko ponownie zapraszając fanów Gacka do kina, ale też stawiając drogowskaz, pokazujący Hollywood, jak podchodzić do postaci w maskach i pelerynach w sposób niepozostawiający niesmaku. Kolejny film Burtona, mroczna baśń dla starszego widza, potwierdziła jego rangę, pogłębiła wizję, kolejne dwa filmy Joela Schumachera spotkały się natomiast z co najmniej niezrozumieniem. Od "Batman Forever" do "Batman - Początek" minęła dekada, ale powrót kultowej postaci znowu przyniósł zmianę wizerunku. Christopher Nolan postawił na realizm i pogłębienie portretów psychologicznych postaci. O ile pierwsza część trylogii pokazała, że tak się da, to kolejne dwie mnie nieco zmęczyły, ale trzeba przyznać, że ten cykl ustanowił pewien nowy standard, odświeżył ikonę, dopasował ją do czasów. I bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę swoim następcom.

Od tamtego czasu studio Warner Bros najwyraźniej nie miało odwagi na nowe podejście, albo przeważyły perturbacje związane z kolejnymi podejściami do resetu. Doczekaliśmy się kinowego uniwersum DC, próbującego gonić Marvela, i kontrastować z nim mrokiem. Jak wiemy - im mocniej pompowano wizję Zacka Snydera, tym bardziej jałowe były to próby. Nad czym osobiście ubolewałem z tego jednego powodu, że Ben Affleck wykreował jak dla mnie idealnego Bruce'a Wayne'a, choć może o te 5 czy 10 lat za starego na komiksowe standardy. Affleck miał mieć swoją szansę na pełen metraż, ale kolejne nieporozumienia związane ze scenariuszem i reżyserią doprowadziły do tego, że wycofał się on zupełnie z projektu.

No i po dekadzie od zamknięcia trylogii Nolana mamy nowy projekt, nowe spojrzenie na Zamaskowanego Krzyżowca, niejako też nowy styl opowiadania o tym bohaterze. Matt Reeves doskoczył w moim mniemaniu nie tylko do wspomnianej poprzeczki, ale też znowu podniósł poziom. Stworzył autorską koncepcję, choć jednocześnie czerpiącą z poprzedników.

Bo "The Batman" ma w sobie w mojej opinii niemal tyle samo z dziedzictwa Burtona, co z Nolana. To historia kryminalna, ponury thriller podszyty wątkami społecznymi i politycznymi, osadzony we względnie realistycznym, choć fikcyjnym mieście, pełnym zwyczajnie ludzkiego zepsucia, korupcji, złamanych marzeń i kłamstw. To świat nieco nolandowski, ale fabuła idzie tu bardziej koleinami, które dekady temu wytoczył swoimi thrillerami David Fincher. Jednocześnie ten ekspresyjny, mroczny, fincherowski styl, ma w sobie element pierwiastka mrocznej baśniowości Burtona. W końcu to nie tylko miasto kryminalistów, to miasto dziwaków. Acz niekoniecznie 'komiksowych' superłotrów. Lista ewidentnych inspiracji jest tu zresztą dłuższa, wyraźnie zauważalne są konkretne komiksowe wpływy, z "Rokiem pierwszym" i "Długim Halloween" na czele.

Bardzo wyraziście i oryginalnie wypada natomiast sam Batman/Wayne, który prezentuje się jako studium obsesji, manii tak głębokiej, że wytłumiającej inne elementy jego osobowości. Nie chodzi tu nawet o dualizm, pytanie o to, kto dla kogo jest maską, bo i Wayne i Batman są kostiumami, zakładanymi na inne okazje, i wydaje się, że w środku nie ma nic, prawie żadnych emocji, poza realizowanym celem. Gdy zamaskowany bohater metodycznie i boleśnie okłada przeciwników, zachowując kamienną twarz, i spokojnym, płaskim głosem mówi, że jest zemstą, sprawia naprawdę dużo upiorniejsze wrażenie, niż gdyby robił to warcząc, czy wykrzywiony groteskowym uśmiechem.

Film Reevesa to nowe spojrzenie na postać, o której myślałem, że nie jest nas już w stanie zaskoczyć. Wayne Pattinsona jest emocjonalnie i społecznie nieporadny w zupełnie inny sposób niż choćby wersja Keatona, choć dalej, jako permutacja wzorca, siedzi w tej mitologii. Bardzo dobrze działają tu komiksowe nawiązania, robotę robi estetyka i efekty. To film, który bardzo dobrze wygląda, co najmniej równie dobrze brzmi, w którym Batmobil jest w swoim epizodem praktycznie równorzędnym bohaterem. Równie dobrą robotę robi charakteryzacja - Collin Farrell jako Pingwin jest praktycznie nie do poznania, choć nie do końca rozumiem pomysł na zacieranie oryginalnych rysów aktora głównie po to, by stworzył parodię gangsterskich kreacji Roberta de Niro. Ważniejsze jednak, że działa i suspens, i sceny akcji, a wszystko to podawane jest równolegle ze stopniowym odsłanianiem wnętrza zamaskowanego herosa. Który wydaje się być za maską pusty, wypalony. A nie jest.

Nie jest to oczywiście film bez wad, ale takie się niemal nie pojawiają. Napiszę tu coś, co może być przyjęte, jak herezja: jest za długi. Jak to za długi, zapyta wiele osób, skoro jest tak dobry, to co w tym złego? No niestety, te przygody Batmana w ostatnim akcie mają zaszyste więcej finałów i kulminacji kolejnych wątków niż "Powrót króla". Też od WB, też z Serkisem, może to tak u nich działa. W każdym razie - gdzieś pod koniec, po zamknięciu dwóch wiodących wątków, fabuła mogłaby się zwyczajnie skończyć, a lista płac wjechać na ekran, pozostawić mnie z uczuciem satysfakcji po elektryzującym seansie. Zamiast tego Reeves drąży kolejne wątki, wprowadza fabularne zakręty, a napięcie, które w moim przypadku utrzymywał przez większość filmu na wysokim poziomie, przegrzewa się i rozpływa. Za dużo. Za długo.

Poza tym - nie mam uwag. Prawie, poza tym że standardowe wydanie Blu Ray jest pozbawione jakichkolwiek dodatków - nie ma nawet trailera. Przywykłem do tego, że DVD mogą być ich pozbawione, ale niebieskie dyski były od zawsze wypełnione bonusami i materiałami z planu, a tu jeden z filmów roku w podstawowym wydaniu jest praktycznie goły, i niestety jest to już kolejny taki przypadek po ostatnim Bondzie.

Poza tym Pattinson do spółki z Reevesem stworzyli coś prawie niewykonalnego, czyli wykuli nową wersję zabetonowanej na amen ikony. Film mogący pogodzić fanów Batmana z osobami, które są obojętne względem kina superbohaterskiego. Wyznawców Nolana z fanbojami Burtona. I nie jest to ich ostatnie słowo. Ostatnie kilkanaście lat przyzwyczaiło nas, że po udanym blockbusterze przyjdą kolejne tytuły z tytułową postacią, i niby nie mamy tu do czynienia z wyjątkiem, ale tym razem jak mało kiedy faktycznie czekam na kontynuację. Bo wierzę autorom, że są w stanie powtórzyć swoją sztuczkę.




Autor recenzji jest redaktorem Polskiego Radia.

Opublikowano:



Batman

Batman

Wydanie: I
Premiera: Maj 2022
Seria: Batman
Oprawa: DVD, Blue Ray
Stron: 169 min.
Wydawnictwo: Galapagos
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-